Edyta Pawlak-Sikora: Od dziecka był Pan człowiekiem sportu?

Jacek Zieliński: Tak – od zawsze. Sport był we mnie „zaszczepiony” przez rodziców – a raczej przez mojego ojca, który był nie tyle czynnym sportowcem, co wielkim fanem sportu. Ja, moje pokolenie (bo my nieco inaczej pochodziliśmy do życia niż obecna młodzież) wychowaliśmy się przed blokiem, cały czas mając kontakt ze sportem, byliśmy interdyscyplinarni: graliśmy w siatkówkę, koszykówkę, biegaliśmy, skakaliśmy, zimą jeździliśmy na łyżwach, na nartach. Wszystko wówczas było możliwe – nie było jakiegoś ukierunkowania na daną dyscyplinę. Mnie od zawsze najbardziej interesowała piłka nożna, ale grałem w reprezentacji szkoły podstawowej i średniej w siatkówkę, w koszykówkę, uprawiałem lekką atletykę. Byliśmy inaczej ukierunkowani. Teraz jest to wszystko bardziej monotematyczne – młodzi ludzie są ukierunkowani na jedną dyscyplinę i tego się trzymają. Może i są argumenty, które przemawiają za tym, że jest to dobre rozwiązanie, ale myślę, że patrząc na sprawność ogólną, tamto pokolenie bije dzisiejszą młodzież o głowę. Sport w moim przypadku był od zawsze w domu, był przed blokiem, może dlatego, że nie było innych zajęć. Teraz można też zrozumieć młodzież: komputery, multikina, 3D, HD, natomiast za naszych czasów: dwa programy w telewizji... Kto spędzał czas w domu? - trochę inaczej to wszystko wyglądało.

 

Edyta Pawlak-Sikora: Pierwszy Pana klub to?

Jacek Zieliński: To był mój praktycznie jedyny klub – jestem wychowankiem Siarki Tarnobrzeg. Tam się wychowałem, tam grałem w piłkę, stamtąd poszedłem na studia, tam wróciłem po studiach... Miałem półroczny przerywnik w Stalowej Woli, ale generalnie byłem związany z „Siarką” przez całe życie.

 

Edyta Pawlak-Sikora: Rodzice wspierali Pana pasję?

Jacek Zieliński: Rodzice byli pro-sportowi, rozumieli mnie i pomagali mi w miarę możliwości. Natomiast wtedy było w tym aspekcie łatwiej: kluby były finansowane przez zakłady pracy. W klubach było wszystko: sprzęt sportowy, opieka, wyjazdy na obozy, kolonie, dożywianie. To wszystko było bardzo pomocne. Nie było żadnych problemów ze sprzętem, można się było skupić na pracy treningowej. Dzisiaj kluby mają charakter bardziej elitarny – młodzież, którą stać na to jest dowożona przez rodziców do klubów. Wtedy (ponownie stwierdzę) inaczej to wyglądało.

 

Edyta Pawlak-Sikora: Pana idolem sportowym z dzieciństwa był:

Jacek Zieliński: Moimi idolami zawsze byli piłkarze, wtedy naszymi idolami było najlepsze pokolenie w historii polskiej piłki nożnej, czyli złota jedenastka z Monachium (Deyna, Lubański, Lato, Kasperczak...), do tego dochodzili piłkarze zagraniczni: Beckenbauer z Niemiec, Cruijff – słynny holender, na którym wielu z nas się wzorowało.

 

Edyta Pawlak-Sikora: Po latach z perspektywy rodzica wspierał Pan sportowe inicjatywy synów?

Jacek Zieliński: Wspólnie z żoną stworzyliśmy rodzinę sportową – moja żona była piłkarką ręczną, przestała trenować dopiero wtedy, gdy zaszła w ciążę i urodziła pierwszego syna, natomiast całe swoje dzieciństwo, młodość, okres studiów grała w piłkę ręczną. Ja byłem czynnym sportowcem, więc nam było łatwiej wychowywać synów w duchu sportu. Zresztą w naszej rodzinie sport jest wszechobecny do tej pory. Natomiast nie było z mojej strony żadnego nacisku, w którym z uporem maniaka chciałbym ukierunkować któregoś z nich i nie pozostawić wyboru na zasadzie: „masz być piłkarzem i tyle”. Daliśmy im wolność wyboru. Starszy trenował koszykówkę, młodszy piłkę nożną, ale doszedł do wniosku, że z niego piłkarza nie będzie. Dziś obydwaj są fanami sportu, jeżdżą po Europie i chętnie uczestniczą w wydarzeniach sportowych. Nie tworzyliśmy z żoną wielkiej „napinki” na to, że w rodzinie sportowca ktoś musi zostać czynnym sportowcem. Pozostawiliśmy im wolną wolę i chcieliśmy, żeby byli dobrymi ludźmi a w jakim zawodzie będą się realizować, było dla nas na dalszym planie.

 

Edyta Pawlak-Sikora: Jaka jest Pana prywatna opinia o aktualnym trendzie angażowania już najmłodszych dzieci do zajęć w wybranej dyscyplinie sportu?

Jacek Zieliński: Ja podchodzę do tego spokojnie. Dla mnie niektóre rzeczy zaczynają wyglądać karykaturalnie, bo prowadzanie 3-4 letniego dziecka na zajęcia treningowe – dla mnie to są mówiąc kolokwialnie „jaja”. Robi się dzieciom krzywdę. Dziecko musi przejść normalne dzieciństwo, natomiast niektórzy chcą profesjonalistów już w przedszkolu wychowywać i prowadzić wg jakiś kanonów. Moim zdaniem to nie jest najlepszym rozwiązaniem.

Ja całe życie pracuję w sporcie seniorskim, ale stale przyglądam się temu, co dzieje się w „młodzieżówkach” i jestem absolutnym przeciwnikiem „szalonych” rodziców, którzy są na każdych zajęciach dziecka i z boku są trenerami, opiekunami, podpowiadaczami, mentorami. To zaczyna przybierać niepokojące objawy. Rozmawiałem wielokrotnie z trenerami, którym rodzice i ich ingerencja w jednostkę treningową nierzadko przeszkadza w codziennej pracy. To zaczyna być nagminne i niebezpieczne.

Nie chcę być źle zrozumiany – jest absolutnym zwolennikiem sportu w życiu każdego dziecka, ale to musi być wszystko ułożone i pogodzone z normalnym dzieciństwem. To wszystko musi iść dwutorowo – dziecko „idzie” normalnym dzieciństwem i przy okazji zaczyna poznawać sport. Ono nie musi być wyczynowym sportowcem w wieku 6 lat, bo to moim zdaniem jest przesada.

Co jest niezwykle istotne – musi dać dziecku możliwość wyboru dyscypliny! - nie może być tak, że to rodzice stwierdzają, że ich pociecha będzie tenisistą, bo taka jest teraz moda. Niech dziecko samo wybierze. To też widać po kilku zajęciach w tej, czy tej dyscyplinie, które nawyki najszybciej przyswaja – reszta sama się naturalnie potoczy.

Myślę, że owszem rodzic powinien przypilnować pewnych rzeczy, powinien wytyczyć kierunek, natomiast zbyt duża ingerencja nie jest wskazana.

 

Edyta Pawlak-Sikora: A z perspektywy profesjonalnego trenera piłki nożnej, czy ma Pan uwagi w zakresie rozpoczęcia piłkarskiej przygody przez najmłodszych? Czy proponując dziecku zajęcia piłkarskie powinniśmy uwzględniać jego jakieś predyspozycje np. anatomiczne?

Jacek Zieliński: W dzisiejszych czasach są robi się wszelkiego rodzaju badania antropologiczne, antropometryczne, które z małą dozą błędu są w stanie określić docelowy wzrost dziecka. To jednak moim zdaniem w przypadku piłki nie ma wielkiego odzwierciedlenia w potencjalnej karierze – znamy przykłady, że postawni mężczyźni byli świetnymi piłkarzami a były czy są też takie, że mężczyźni niemający 170 cm wzrostu osiągnęli tytuły, tacy jak Diego Maradona, Messi.

Dodam tylko, że nie jest też powiedziane, że dzieci znanych sportowców, czy tylko dzieci dobrych piłkarzy mają szanse zostać dobrymi piłkarzami – to się bardzo rzadko sprawdza. Najlepszymi piłkarzami są osoby nawet niezwiązane z jakimiś rodzinami sportowymi.

To jest dar od Boga, często zrządzenie losu, ktoś nad czuwa i tak to się dzieje.

Najważniejsza sprawa to jest: trochę talentu i praca, praca i jeszcze raz praca. Natomiast na początku piłkarska przygoda powinna być przede wszystkim ogólnorozwojową zabawą. Uczmy dzieci, wychowujmy je a nie trenujmy!

 

Edyta Pawlak-Sikora: A propos zajęć ogólnorozwojowych – pojawiają się ze strony rodziców wypowiedzi, że aktualnie w Polsce brakuje miejsc, do których można by zaprowadzić dziecko na zajęcia typowo ogólnorozwojowe fizycznie.

Jacek Zieliński: Za naszych czasów też takich miejsc nie było. W moim odczuciu jest to rolą szkoły. Nasze lekcje wychowania fizycznego przypominały dzisiejsze jednostki treningowe – tam była rywalizacja, tam była walka, tam się zawsze coś działo. Niepokojące jest to, że teraz w klasach I-III W-F z dziećmi prowadzą często przypadkowi ludzie, nierzadko są to wychowawczynie danych klas, niemające przygotowania do prowadzenia zajęć sportowych. A to jest najważniejszy okres, żeby zaszczepić dziecku podstawowe zainteresowania sportowe. Później dzieci, po trzech latach siedzenia na ławce – bo przyniosło zwolnienie od rodzica (na wszelki wypadek – „bo się spoci”), okazuje się, że jest totalnym abnegatem ruchowym i zaczynają się problemy. To się wiąże później ze stresem, szykanami, ironiami. Dziecko się zamyka w sobie jak w skorupce.

 

Edyta Pawlak-Sikora: Puentując – jakiej rady udzieliłby Pan rodzicom którzy aktualnie rozważają zapisanie dziecka na zajęcia sportowe?

Jacek Zieliński: Obserwujcie, dopingujcie, nie trenujcie, dajcie mu możliwość wyboru, ale pamiętajcie, że na początku powinna to być przede wszystkim zabawa ze sportem.