Robert Podoliński - trener piłkarski

"(...) sport to dobra zabawa, a do tego profilaktyka przeciwko wielu chorobom."

 

Edyta Pawlak-Sikora: Kim chciał Pan zostać w dzieciństwie? Od razu marzył Pan o trenerce, czy wręcz przeciwnie – chciał Pan być policjantem, strażakiem...?

Robert Podoliński: Nie, nigdy w marzeniach nie pojawiał się ani policjant, ani strażak, szeryf, złodziej czy Indianin. Ja od najmłodszych lat chciałem zostać piłkarzem a później trenerem. Dość wcześnie się określiłem. Moje zainteresowania poszły w stronę trenerki – w tym kierunku się kształciłem, odbywałem staże, zdobywałem doświadczenie i szczęśliwie dzisiaj jestem tu, gdzie jestem. Była to dość przemyślana droga.

 

Edyta Pawlak-Sikora: Czy w Pana życiu sport równa się piłce nożnej, czy znalazł Pan wolną przestrzeń na inne dyscypliny?

Robert Podoliński: Znalazłem – chociażby podczas studiów na warszawskim AWF-ie, gdzie miałem kontakt niemal z każdą dyscypliną. Również w dzieciństwie, spędzając sporo czasu na podwórku, graliśmy z rówieśnikami w wiele różnych gier, strzelaliśmy z łuków, z procy, pływaliśmy. Były to szczęśliwe czasy, kiedy dzieci nie trzeba było podwozić na jakąkolwiek formę zajęć podczas których mogą zażyć odrobinę ruchu.

 

Edyta Pawlak-Sikora: A skąd Pan pochodzi? - do jakich miejsc uciekają Pana wspomnienia z dzieciństwa?

Robert Podoliński: Do Podlasia, a konkretnie do Siematycz.

 

Edyta Pawlak-Sikora: Jak na wybór zawodu zapatrywali się Pana rodzice? Widzieli w tym dobry kawałek chleba?

Robert Podoliński: Nigdy ja sam nie myślałem o tym w taki sposób. Gdybym analizował w ten sposób swoją przyszłość, pewnie zostałbym prawnikiem. Natomiast co do rodziców: tata zajmował się i zajmuje sportem – jest członkiem zarządu MKS Cresovia Siematycze, mama była nauczycielką, więc również jest osobą z „otwartą głową”. Nigdy z ich strony nie miałem tworzonych jakichkolwiek przeszkód. Sport jest zdecydowaniem lepszym wyborem niż piwo, wódka czy tanie wina.

 

Edyta Pawlak-Sikora: A dziś jako tato dwóch dziewczynek, jak widzi Pan rolę sportu w życiu córek?

Robert Podoliński: Rola sportu jest ogromna. Daje on pewność siebie, harmonijny rozwój organizmu i zdrowie. Moje córki są alergiczkami. Basen mamy zalecony przez lekarza dwa razy w tygodniu. Starsza córka Emilia, pływa bardzo intensywnie, w celu powiększenia objętości płuc. Dodatkowo tańczy i gra w tenisa. Taniec wybrała sama a na tenisa ja ją namówiłem – uważam, że jest to idealny sport na całe życie.

Młodsza córeczka – Zuzia, to wulkan energii. Nie wiem jeszcze jaką dyscyplinę wybierze w przyszłości, czy będzie skakać, biegać czy tańczyć. Na razie pływa – uwielbia chodzić na basen.

 

Edyta Pawlak-Sikora: Czyli nie musi Pan córek specjalnie namawiać na podjęcie aktywności fizycznej?

Robert Podoliński: Namawiać rzeczywiście nie muszę, ale staram się je ukierunkowywać. Gdyby np. Emilia przy swojej drobnej budowie ciała wybrała pchnięcie kulą, starałbym się ją na pewno od tego odwieść. Każda forma ruchu jest dobra, pod warunkiem, że nie doprowadza (zwłaszcza dzieci) do nadmiernych obciążeń i problemów z kręgosłupem.

 

Edyta Pawlak-Sikora: Jak w tym Pana i córek sportowym świecie odnajduje się żona?

Robert Podoliński: Izabela nierzadko jest organizatorem tego wszystkiego. Ja ze względu na swój mało uporządkowany system pracy, nie zawsze mogę w tym wszystkim uczestniczyć. Żona genialnie to nadzoruje, spina, podwozi córki na zajęcia. Sama z kolei chętnie jeździ na rowerze i pływa.

 

Edyta Pawlak-Sikora: Pracując jako trener piłkarski na chwilę obecną pierwszoligowego klubu, mieszkając w Warszawie, pochodząc z Siemiatycz – jak Pan ocenia obecną kondycję sportu dzieci i młodzieży w Polsce?

Robert Podoliński: Widzę wiele problemów. W dzisiejszych czasach dzieci zostały pozbawione „podwórka” - dotyczy to zmian mentalnych jakie zaszły w naszym społeczeństwie, ale konsekwencje odbijają się na ogólnej sprawności najmłodszych pokoleń. Drugi problem to szkoła, która nie oferuje zbyt dużej dawki ruchu. W moim odczuciu, młody człowiek w szkole powinien odnaleźć kilka lub nawet kilkanaście ofert na realizację siebie w sporcie. Niektórzy lubią kulturystykę – niech ćwiczą na siłowni już w liceum, kto lubi koszykówkę niech ma okazję w nią pograć na szkolnej hali itd. Inną kwestią jest lekceważące podejście do swoich obowiązków przez nauczycieli wychowania fizycznego oraz ignorowanie przez pozostałe grono pedagogiczne istoty zajęć sportowych. Oczywiście tu z góry podkreślę, że w tym zakresie nie można generalizować, ponieważ są, co prawda w mniejszości - ale są, potocznie nazywani „WueFiści” z darem do pracy z dziećmi i poświęcający się swojej pracy bez reszty. Problemem są w tym zakresie również złe nawyki żywieniowe, jakie dzieci wynoszą z domu, skandaliczne jedzenie w szkole – mam na myśli ogólnodostępne automaty ze słodzoną żywnością.

Ale żeby nie było tak negatywnie: młodzież ogólnie garnie się do sportu. Naszym zadaniem, jako społeczeństwa jest stworzenie im jak najlepszych warunków ku temu, żeby mogła się w tym zakresie realizować.

 

Edyta Pawlak-Sikora: A co, jako profesjonalny trener piłki nożnej, doradziłby Pan innym rodzicom w zakresie podjęcia aktywności fizycznej przez dzieci?

Robert Podoliński: Z dziećmi jest ten kłopot, że w jednym tygodniu chcą być piłkarzem, w następnym kosmonautą. Warto wyposażać nasze dzieci w sprawność ogólną, podstawowe chociażby umiejętności gimnastyczne, jak przewrót w przód, przewrót w tył. Innym rodzicom doradzam rozwagę, spokój i „otwartą głowę” pozwalającą dziecku samodzielnie wybrać dyscyplinę, w której będzie się realizowało. Nie możemy zapominać, że sport to dobra zabawa, a do tego profilaktyka przeciwko wielu chorobom.